top of page

Islandia - pustka pełna wiatru

  • Andrzej Zawadzki
  • 1 maj
  • 6 minut(y) czytania

Islandia należy podobnież do miejsc, w których najłatwiej się zakochać. Tak twierdzą ci, którzy wracają na wyspę wielokrotnie. Mnie też urzekła Islandia, jednak wyznaję zasadę, że miejsc godnych odwiedzenia jest na świecie tak wiele, a możliwości tak ograniczone, że wracanie do miejsc już poznanych jest trudne.


Natomiast lubię wracać do odwiedzanych miejsc w myślach, na co dowodem są moje wspomnienia umieszczane w Magazynie Nowocześni Emeryci. Tak się rozpisałem, że mam na koncie już ponad dwadzieścia tekstów w MNE. Każdy z tych tekstów był okazją, by przypomnieć sobie odbytą podróż i wypełnić tym oczekiwanie na następny wyjazd.



Powodów, by odwiedzić Islandię, jest co najmniej kilka. Przede wszystkim — bo z niego wyspa słynie — to gejzery. Już samo słowo gejzer pochodzi od nazwy jednego z gorących źródeł na Islandii, a wywodzi się od islandzkiego czasownika geysa (wytryskiwać).


Gejzerów na Islandii są tysiące, przy czym takich dużych i wybuchających jest kilkadziesiąt. Natomiast na terenach bogatych w gorącą wodę, spotkać można niewielkie, wręcz przydomowe „oczka”, w których w ciepłej wodzie kąpią się ludzie. Często dzieje się to przy padającym śniegu, bo opady śniegu są tam na porządku dziennym niemal o każdej porze roku.


Są specjalne miejsca, gdzie turyści mają możność obserwować z niewielkiej odległości czynny gejzer, jak na przykład Strokkur. Co 5 minut wyrzuca on fontannę gorącej wody i pary na wysokość około 20 m. Wybuch trwa bardzo krótko, źródło uspokaja się i napełnia wodą, po czym znów na środku tworzy się wybrzuszenie — wyglądające jak dzwon — i ponownie następuje wybuch. Turyści stoją wokół z aparatami i telefonami gotowymi do uchwycenia tej, trwającej może dwie sekundy, atrakcji.


Powód drugi to zorze polarne, bo Islandia jest jednym z najlepszych miejsc na świecie do obserwacji tego zjawiska. Dzieje się tak, ponieważ są tam długie noce i niewielkie zanieczyszczenie światłem miast. Wprawdzie ostatnimi czasy również w różnych miejscach Polski można obserwować zorzę polarną, niemniej jednak częstotliwość i rozmach zjawiska obserwowanego na Islandii jest nieporównywalny.


Zorza polarna powstaje, gdy słońce emituje silne wybuchy i wyrzuca w kosmos strumienie cząstek, które docierając do Ziemi, uwalniają energię w postaci spektakularnego efektu świetlnego. To niezwykłe widowisko jest szczególnie dobrze widoczne na Islandii w okresie od września do kwietnia. Znam takich, którzy jeżdżą na wyspę gejzerów każdego roku, głównie dla oglądania i fotografowania zorzy właśnie. Często zarażają tym hobby kolejne osoby.


Kolejna atrakcja Islandii to „miauczące smoki”, czyli lodowce, które pokrywają około 11% powierzchni kraju. Są to lodowe masy składające się z gęsto ułożonych warstw śniegu, który po wielu latach zostaje przekształcony w lód. Lodowce Islandii powstają na górskich szczytach, po czym masy lodu stale przesuwają się w dół, tworząc tzw. wielkie doliny lodowcowe. Temu przesuwaniu towarzyszą charakterystyczne dźwięki, stąd takie – niezwykle przemawiające do wyobraźni - określenie. Niestety, jak wszędzie na świecie, również na Islandii lodowce się kurczą na skutek zmian klimatycznych zachodzących na naszej planecie.


W wielu islandzkich lodowcach można znaleźć niezwykłe jaskinie. Ich liczby nikt nie jest w stanie podać, ale wiadomo, że najlepsze, nadające się do zwiedzania, występują w Vatnajokull, największym lodowcu Europy.


Słynne niebieskie jaskinie lodowcowe na Islandii są zazwyczaj dostępne od połowy października do marca, a większość wycieczek po kryształowych jaskiniach lodowcowych rozpoczyna się w listopadzie. Do zwiedzania jaskiń trzeba być jednak odpowiednio przygotowanym (sprzętowo i odzieżowo), a można je zwiedzać wyłącznie w grupach i w towarzystwie posiadających specjalne uprawnienia przewodników.


Autor
Autor

Inne powody są pewnie mniej ważne, niemniej również istotne. Są na przykład do dyspozycji turystów wygrodzone trasy po terenach sejsmicznych, gdzie można przejść się, by zajrzeć do szczeliny wulkanu, zobaczyć wydobywającą się parę, poczuć siarkę i ciepło bijące z otworu. Przyznam szczerze, że dla mnie to jest najbardziej zapamiętany moment z pobytu na tej wyspie.


Pamiętam również deszcz padający ze wszystkich stron. Po prostu wiatr jest tak silny, że ustalenie, z której strony mamy się osłonić przed opadem, jest niemożliwe.

Islandię trzeba objechać, czyli zapuścić się w głąb kraju, by tych wszystkich atrakcji doświadczyć.


Słynna islandzka "jedynka"
Słynna islandzka "jedynka"

Na szczęście, dość dobrze rozwinięta jest agroturystyka, czyli nocowanie w niewielkich domkach wynajmowanych od miejscowych farmerów czy rybaków. Jedyna droga dokoła wyspy, żeby było ciekawiej, nosi numer „1”. Tak jakby była jakaś inna. W dużej części w czasie mojego pobytu miała tylko szutrową nawierzchnię. W wielu miejscach nie ma sensu kłaść asfaltu, który za chwilę może pokryć lawa. Droga jest natomiast znakomicie oznakowana, z podaną temperaturą powietrza włącznie. Ta „Jedynka” jest miejscami, szczególnie na mostkach, tak wąska, że minięcie się dwóch pojazdów jest wręcz niemożliwe. Jednak, jeśli przed takim wąskim przejazdem spotka się dwóch Islandczyków i chcą ze sobą zamienić parę słów, przez co wstrzymają ruch, nikt się nie denerwuje, a o trąbieniu nawet mowy nie ma. Nagadają się, to się rozjadą – myślą czekający na udrożnienie przejazdu.


Dla nas atrakcją było też wypatrywanie owiec, chodzących gdzieś po skałach, na których trudno było zobaczyć ślady pastwiska. Pamiętam, że zorganizowaliśmy sobie nawet w aucie zawody, polegające na tym, kto zobaczy i sfotografuje najwyżej przebywającą owcę. Niektóre owce były maleńkimi kropeczkami bardzo wysoko. Potem próbowaliśmy ustalić, jak to zwierzę się tam dostało i po co.


Islandia to też maskonury. Ten ptak o ciekawej budowie, a przy tym niezwykle barwny, żyje na Islandii w niespotykanej nigdzie indziej liczbie. Dzięki specjalnej konstrukcji dziobu może ponoć pochwycić jednocześnie dziesięć ryb, nurkując aż kilkadziesiąt metrów w głąb wody. Używa też patyków do drapania się po grzbiecie, co jest ponoć jedynym przykładem zastosowania narzędzi przez ptaki morskie. W kontakcie nie jest ani specjalnie płochliwy, ani groźny. Nic dziwnego więc, że są turyści, którzy latają na Islandię dla tych oryginalnych ptaków.


Skoro już była mowa o rybach, to rybołówstwo jest podstawową dziedziną gospodarki kraju. Produkty rybne stanowią ok. 40% wyprodukowanych tam towarów. Drugą istotną dziedziną gospodarki wyspy jest turystyka. Liczba turystów odwiedzających Islandię w ciągu roku to 5-krotność populacji. W tym część z nich przybywa tam właśnie z powodu ryb, a dokładniej mówiąc, ze względu na możliwość wędkowania.


Kraj wulkanów i gejzerów ma nieograniczone wręcz możliwości wędkarskie. Największą zaletą jest brak tłoku i szansa na samotność nad wodą. Jednak tylko po zdobyciu stosownej licencji, które są limitowane. W tamtejszych rzekach i jeziorach łowi się głównie pstrągi potokowe, palie oraz łososie atlantyckie. Szczególnie te pierwsze osiągają ponadprzeciętne rozmiary i potrafią „stawiać się” wędkarzom.


Stolicą państwa i największym miastem jest Reykjavík, w którym mieszka ponad 1/3 ludności. To naprawdę niewielkie miasto. Coś jak nasz Włocławek na przykład. Miałem okazję się o tym przekonać. Idąc główną ulicą miasta, zauważyłem, że ludzie bardzo często się pozdrawiają skinieniem głowy lub ręki, co oznacza, że się znają - przynajmniej z widzenia. Być może jest to wynikiem nordyckich zwyczajów, panujących w tamtym rejonie, trochę podobnie jak w Skandynawii.

Miasto Reykjavík specjalnego wrażenia nie robi, choć jest czyste, zazielenione i na pewno ze zdrowym powietrzem, bo prąd i ogrzewanie pochodzą w tym mieście z głębi ziemi. Zabytków światowej klasy specjalnie nie spotkałem.


O ile katedra w Reykjaviku może wydawać się - w proporcji do tego kraju - imponująca, o tyle fantastyczne wrażenie robią dopiero maleńkie kościółki, które spotkać można poza stolicą. Pierwszy raz widziałem w kościele ławki dla wiernych, na których siedzenie jest możliwe w obu kierunkach. Nie wiem, kiedy takie odwrócenie (nie mylić z nawróceniem) wiernych ma się odbywać i po co, bo nie miałem kogo zapytać, ale wrażenie i pytanie pozostało.


Islandia ma niezwykle długie tradycje parlamentaryzmu. Do tego stopnia, iż uważa się, że to właśnie na Islandii najdłużej na świecie funkcjonuje zgromadzenie o takim charakterze. Islandia nie jest zainteresowana przystąpieniem do Unii Europejskiej, jednak jest krajem stowarzyszonym, należącym do Europejskiego Obszaru Gospodarczego, co znacznie ułatwia wymianę handlową. Wręcz jako ciekawostkę można potraktować fakt, że ten maleńki kraj wspiera Polskę w różnych obszarach, takich jak pomoc dla organizacji pozarządowych, wsparcie rozwoju społecznego i ekonomicznego, a także ochrona środowiska i zmiany klimatu. Jednym z beneficjentów jest Fundacja im. Stefana Batorego.


Natomiast do najnowszej historii Islandia przeszła z powodu premiera Geira, który został uznany za winnego tego, że w okresie poprzedzającym kryzys gospodarczy (chodzi o rok 2008) nie zorganizował posiedzeń rządu w sprawie tych ważnych kwestii, przez co naraził banki islandzkie i cały kraj na straty. Swego czasu o sprawie było głośno, premier został nawet skazany na więzienie, ale – jak to z politykami bywa – ostatecznie wykręcił się odsiadki.


Islandia dziś liczy niespełna 400 tys. mieszkańców, czyli mniej więcej tyle, ile osób mieszka w naszym Szczecinie. Co ciekawe, populacja wyspy rośnie systematycznie i to dość dynamicznie. Kiedy byłem na Islandii populacja kraju liczyła mniej więcej tyle, ilu mieszkańców liczył Radom (235 tys.). Dziś, zgodnie z ogólnokrajowym trendem zmniejszania się populacji, w Radomiu mamy niespełna 200 tys. mieszkańców. Islandzki przyrost jest spowodowany w znacznej części napływem obcokrajowców, których jest niemal 18%, wśród których znaczną część stanowią Polacy.


Nie mnie dociekać, co powoduje, że na tę wyspę przybywają ludzie z innych obszarów, niemniej jednak w statystykach dotyczących zadowolenia z życia, Islandia jest na wysokich pozycjach. Nie ma tam na przykład problemów z pracą, choć proponowane zajęcia przy połowie i przetwórstwie ryb do lekkich nie należą.

Warto się wybrać, by zakosztować prawdziwej egzotyki w Europie.



bottom of page