top of page

W maskach i w rytm afrykańskich bębnów

  • Andrzej Zawadzki
  • 1 lip
  • 6 minut(y) czytania

Zapowiadany jest ciepły lipiec, więc podążam tą drogą. W kraju, o którym chcę tym razem powiedzieć kilka słów, temperatura lipca nie schodzi poniżej 30 stopni w dzień i 25 nocą. Na pocieszenie powiem, że od marca do listopada może dochodzić nawet do 35. Nie jest to więc kraj dla lubiących chłód.

Gambia to najmniejszy kraj kontynentalnej Afryki. Jego powierzchnia to zaledwie 11 295 km², niemal dokładnie tyle, co naszego województwa świętokrzyskiego. Ale już liczba ludności, wynosząca ponad 2,1 mln osób, jest niemal dwukrotnie wyższa niż w Świętokrzyskim.

ree

Osią Gambii jeśli można tak powiedzieć o rzece, jest Gambia, przepływająca przez cały kraj i uchodząca do Oceanu Atlantyckiego niedaleko Bandżulu, stolicy kraju. Rzeka jest nie tylko źródłem wody, traktem komunikacyjnym, ale stanowi także niewątpliwą atrakcję turystyczną.

ree

Miałem okazję klika razy pływać po Gambii łodzią wycieczkową. Świat widziany z perspektywy i poziomu nurtu jest inny niż oglądany z brzegów, zwłaszcza gdy wpłyniemy w meandrujące dopływy tak dużej rzeki. Ma się wrażenie, jakby to był teren nietknięty stopą człowieka. Niebywały spokój i cisza są przerywane jedynie odgłosami ukrywających się gdzieś w szuwarach ptaków. Czasem tych ptaków w koronach drzew jest tak dużo, że sprawiają wrażenie, jakby drzewo uginało się pod ich ciężarem.

ree

Ponoć w lasach i na brzegach rzeki żyje w Gambii ponad 600 gatunków skrzydlatych mieszkańców. Abuko Nature Reserve oraz Tanji Bird Reserve są szczególnie cenione przez ornitologów, zarówno profesjonalistów, jak i amatorów rozglądających się za ptakami przez zawieszone na szyjach lornetki. Można takich spotkać naprawę wielu.


Choć to kraj afrykański nie ma tam lwów, słoni, czy nosorożców. Nie oznacza to jednak, że kraj jest pozbawiony egzotycznych dla nas zwierząt.

ree

W Gambii żyją bowiem bawoły, pawiany, guźce, hieny, warany, krokodyle i hipopotamy. Krokodyle w Kachikally są oswojone i można je pogłaskać. Niektórzy nawet próbowali. Ja aż tak odważny nie jestem.


Co innego spacer z lwem. Oczywiście lew był „pod kontrolą” swojego opiekuna, więc ryzyko nie było aż tak duże, ale zdjęciem można się pochwalić znajomym.


Również możemy tam liczyć na spotkanie z małpami. Koczkodany zielone, czy czerwone gerezy są tak oswojone z obecnością turystów, że spotkanie z nimi w naprawdę bliskiej odległości nie stanowi żadnego problemu. Dla nich, bo nam mogą jednak niespodziewanie coś sprzątnąć sprzed nosa.

ree

Duże wrażenie zrobiła na mnie wizyta w River Gambia National Park. Tropikalny las deszczowy, bagna, namorzyny i sawanna stanowią ostoję dla zagrożonych gatunków, takich jak szympansy, serwale i antylopy. Szczególnie zaskoczyły mnie te ciągnące się kilometrami namorzyny. Aż trudno uwierzyć, że coś, co rozciąga się nad wodą przez wiele kilometrów to ponoć jedna, tak rozgałęziona roślina.


Wzdłuż jednego z dopływów Gambii rozciąga się Makasutu Culture Forest. To święty las plemienia Madinka, które w nim żyje i które pielęgnuje swoją tradycję i kulturę od wieków. Dla turystów organizowane są tam specjalne pokazy folklorystyczne. W odróżnieniu od innych tego typu atrakcji ci ludzie wyglądają autentycznie. A że przy okazji zdobywają w ten sposób środki do życia? Cóż, takie mamy czasy.


Gambia była przez wieki ośrodkiem handlu niewolnikami, których wywieziono stąd prawdopodobnie aż 3 miliony. W 1807 Imperium Brytyjskie zakazało tego procederu. A, by uniemożliwić jego kontynuowanie, powstała w 1816 osada wojskowa Bathurst (obecnie Bandżul)

Gambia przestała być kolonią brytyjską 18 lutego 1965r.
Gambia przestała być kolonią brytyjską 18 lutego 1965r.

Społeczeństwo Gambii jest zróżnicowane pod względem etnicznym, ale nie ma większych zatargów pomiędzy tworzącymi je plemionami. Każde z nich zachowało swój język i tradycje. Najważniejszym ludem Gambii jest plemię Mandinka (37,2% ludności).


Gospodarka Gambii oparta jest na rolnictwie, w którym pracuje 3/4 ludności. Niska wydajność pracy w rolnictwie powoduje jednak, że udział rolnictwa w produkcie krajowym brutto wynosi mniej niż 30%. Pośród upraw dominują orzeszki ziemne, które stanowią ponad połowę wartości eksportu. Rośnie rola turystyki w gospodarce kraju. ONZ zalicza Gambię do grupy najsłabiej rozwiniętych państw świata.


Krótką przeprawą przez rzekę Gambia można się wybrać na wyspę Kunta Kinteh. Znajdują się tu ruiny XVII wiecznego fortu, wpisane na listę UNESCO. Nie przypadkowo nazwa wyspy wydaje się brzmieć znajomo. Pamiętamy serial „Korzenie” (reż. Martin J. Chomsky), którego bohaterem był Kunta Kinte. To miedzy innymi na tej wyspie przetrzymywanym niewolnikom wypalano na skórze piętno, a następnie ładowano na statki płynące do Ameryki. Ocenia się, że od 1650 roku wywieziono z całej Afryki do niewoli ok. 10 milionów ludzi. Kunta Kinte pochodzić miał z plemienia Mandinka, a na wyspie żyją ludzie, którzy twierdzą, że są jego kuzynami. Kto chce, niech wierzy.

Autor w Gambii
Autor w Gambii

Ciekawym doświadczeniem w czasie pobytu w Gambii jest wizyta na targu rybnym, gdzie można zaobserwować zarówno samych rybaków wyruszających na łowy, jak i wręcz tłumy ich pomocników, którzy żyją z przygotowywania ryb i handlu nimi. Wszystko odbywa się w dużym rozgardiaszu i nosi znamiona wielkiej improwizacji, choć tak naprawdę jest ćwiczonym od lat sposobem na życie. Płachty z rozłożonymi dopiero co wyłowionymi rybami, prymitywne stragany z patyków, wędzarnie z kilku cegieł i kawałków blachy. Taki jest obraz targowiska, na którym uwijają się niezwykle barwnie ubrane kobiety, często z olbrzymimi pakunkami przenoszonymi na głowie.


Jadąc przez kraj wszędzie widać prymitywne wytwórnie pustaków, jakie znałem z dzieciństwa. Z tym, że u nas było ich jednak niewiele, w stosunku do tego, ile widziałem tam. Nic dziwnego – podstawowego materiału, czyli pisaku jest tam pod dostatkiem, również siła robocza, która jest niezbędna do produkcji pustaków, jest łatwo dostępna. Wystarczy zatem zdobyć trochę pieniędzy na cement, wypożyczyć formę i można produkować. A potem budować kolejne części domu. Większość tych domostw wygląda właśnie na takie, które tworzono latami – w miarę potrzeb i możliwości finansowych.


Tematem, który mnie zaintrygował przed wyjazdem na Czarny Ląd, była sztuka afrykańska. A to za sprawą kolegi, z którym udawałem się na wyprawę. On zgromadził w domu sporą kolekcję afrykańskich masek i drobnych rzeźb. Opowiadał mi trochę o nich i w ten sposób mnie wprowadził w temat, zacząłem czytać na ten temat, a już będąc w Afryce, przyglądałem się tematowi dokładniej. Istnieją dowody na to, że Afryka zawsze miała kontakty z Europą i Azją. Zachowane przykłady rzeźby świadczą o tym dobitnie. Ponieważ jednak wykonywano te rzeźby z nietrwałych materiałów, głównie z drewna, nie dotrwały one do naszych czasów. Te zachowane najstarsze przykłady pochodzą z VIII wieku. Pewną odmiennością rozwoju kontynentów, utrudniającą badanie historii sztuki w Afryce, było to, że w Azji i Europie epoka żelaza nastąpiła po epoce brązu, natomiast w Afryce żelazo weszło do użycia pierwsze, stąd wyroby przeżarła rdza. My, Europejczycy, co jakiś czas odnajdujemy wyroby złote lub brązowe.


W wielu regionach Afryki tworzeniu drewnianych rzeźb towarzyszyły złożone rytuały - od ścięcia drzewa i przebłaganie jego ducha, do pewnego rodzaju składania ofiar po ukończeniu pracy. Przeważnie łukowato zakrzywione, organiczne kształty rzeźby w drewnie wydają się wyrażać, szeroko rozpowszechnione w Afryce, wierzenia w energię wszechobecną w całej naturze, łączącą i godzącą kulty duchów, przodków, władców oraz bezosobowych magicznych figurek obdarzonych specjalną mocą.

ree

Twórcy afrykańskich masek największą aktywność wykazują w przypadku tych przeznaczonych do oglądania w ruchu, w dodatku przy akompaniamencie muzyki. Ponoć niektóre maski przechowywano w skarbcach i wydobywano je stamtąd tylko podczas ważnych ceremonii, jak na przykład inicjacja czy intronizacja władcy.


Przykładem artysty najwyższego formatu, który zainteresował się afrykańskimi rzeźbami i maskami, jest Pablo Picasso. Artysta ten zgromadził w swej pracowni wiele afrykańskich wyrobów i stały się one – jak sam przyznał - twórczym objawieniem i źródłem inspiracji, skłaniającym do zastosowania radykalnych rozwiązań, które widać w Pannach z Avignon. Ponoć dwie postaci z prawej strony obrazu artysta domalował pod wpływem fascynacji rzeźbami afrykańskimi. Picasso twierdził, że sztuka afrykańska jest „bardziej racjonalna”, jak tłumaczył. Forma sztuki afrykańskiej jest – wg Picassa - bardziej zależna od „wiedzy” niż od „widzenia”. Odszedł więc od stosowania pojedynczego punktu obserwacji i naturalnych proporcji, a anatomiczne szczegóły redukował przeważnie do geometrycznych figur: rombów i trójkątów. To właśnie poprzez wpływy afrykańskie nastąpiło u niego zerwanie z uznawanymi przez wieki konwencjami w sztuce zachodniej, a Panny z Avignon zyskały tak rewolucyjny charakter.


Będąc w Gambii, koniecznie trzeba spróbować owoców, które są najważniejszą częścią miejscowej diety. Na plaży spotkamy fruit ladies – kobiety sprzedające talerze pokrojonych owoców. Z kolei świeżo wyciskane z owoców soki dostarczy nam na plaży juice man.


To, co odróżnia Gambię od pozostałych krajów Afryki, to niski poziom przestępczości. Według oficjalnych statystyk jest ona bliska zeru. Taka sytuacja jest skutkiem tego, że w przeszłości surowo karano sprawców kradzieży, czego symbolem są drewniane figurki z powbijanymi w korpus gwoździami, sprzedawane na targowiskach. Zdarzają się – oczywiście, jak wszędzie, kradzieże, więc trzeba trzymać pieniądze przy sobie. Samotne kobiety powinny natomiast mieć baczenie na tak zwanych beach boys – przystojniaków, którzy żyją z uwodzenia spragnionych egzotycznego romansu turystek.


Jednym z punktów programu mojego pobytu w Gambii była wizyta w tamtejszej szkole. Uprzedzeni przez organizatora wycieczki, byliśmy na tę wizytę przygotowani. Każdy z nas miał ze sobą zabrane z Polski drobiazgi, przeznaczone dla tamtejszych dzieci. Były to typowe przybory szkolne, a więc zeszyty, długopisy, ołówki, kredki, ale także drobne zabawki i słodycze. Dzieci ze szkoły w Bakau też były do naszej wizyty przygotowane. Odśpiewały nam po angielsku „I’m from Poland” - na międzynarodową melodię znaną u nas jako „Panie Janie” - stosowne zwrotki. To, co dostały, wywołało wielką radość. Ta akurat szkoła utrzymuje się wyłącznie z ofiarności darczyńców, głównie zagranicznych turystów, nie tylko z Polski. Nawet ubrania, by dzieci mogły do szkoły przyjść, kupuje się ze zbiórek. Część uczniów, w ramach obowiązków rodzinnych, przychodzi do szkoły z młodszym rodzeństwem, czasem nawet z niemowlakami, bo taka jest potrzeba. Personel też nie zawsze może liczyć na wynagrodzenie.

W szkole zajęcia są prowadzone po angielsku. Większość Gambijczyków ma jakąś rodzinę w pobliskim Senegalu, więc powszechna jest też w tym kraju znajomość francuskiego. Przejęci trudną sytuacją szkoły, dorzuciliśmy do upominków także datki pieniężne. Wszystkie one zostały skrzętnie zanotowane w szkolnej księdze darczyńców. To było naprawdę wzruszające niezapomniane przeżycie.

Jednym słowem: afrykańska egzotyka w pełni.



bottom of page