top of page

Australia. Sama na kontynencie.

  • Andrzej Zawadzki
  • 1 sie
  • 6 minut(y) czytania

Zaktualizowano: 3 dni temu

Długo wahałem się, czy pisać o swoim pobycie w Australii. Przecież to tak olbrzymi kraj, a ja spędziłem w nim zaledwie kilka dni, a dokładnie to trzy doby.

ree

To byłby raczej taki wypad na weekend, gdyby nie to, że poprzedzony kilkunastoma, czy nawet więcej, godzinami lotu, w dodatku z przesiadką. Jednak absolutnie nie żałuję i postaram się opisać swoje wrażenia z tego pobytu w miarę dokładnie.


ree

Jednym z głównych powodów udania się do Australii była chęć stanięcia oko w oko z gmachem słynnej Opery w Sydney. Sydney Opera House jest niewątpliwie jedną z najbardziej rozpoznawalnych budowli XX wieku na świecie. Tym czym jest wieża Eiffla dla Paryża i Francji, tym dla Australii i Sydney jest tamtejsza opera. Z tym że w Paryżu wieżę wybudowano kilkadziesiąt lat wcześniej.


ree

Malowniczo położony na przylądku Bennelong Point gmach budowano w latach 1959–1973. Obiekt nosi wszelkie znamiona nurtu zwanego w sztuce ekspresjonizmem. Ekspresjoniści mieli tendencje zmierzające do potęgowania napięcia poprzez wybór momentów treściowych i odpowiednią kompozycję obrazu czy innego dzieła, często za pomocą deformacji i kontrastowych zestawień barwnych.


ree

W przypadku gmachu w Sydney udało im się to w pełni. Projekt został wybrany spośród 233 zgłoszonych przez architektów pochodzących aż z 32 krajów. Koncepcją, wykonanej ze stali, betonu i szkła budowli, stworzył duński architekt Jørn Utzon. W takcie budowy nie obyło się bez kontrowersji, w rezultacie budowę kończył inny Duńczyk z pochodzenia, Ove Arup.


Otwarcie gmachu nastąpiło 20 października 1973, a na uroczystości przybyła sama królowa Elżbieta II, która formalnie była ówczesną głową państwa. Dziś, choć formalnie głową państwa dalej jest brytyjski król, Australia rozluźniła swe więzi z Wielką Brytania, na podstawie Australia Act. W 1999 w Australii odbyło się nawet referendum w sprawie zniesienia monarchii i wprowadzenia republiki. Zakończyło się ono jednak porażką ruchu republikańskiego, choć temat ten jest wciąż żywy w tamtejszej debacie publicznej.


ree

Muszę przyznać, że warto było polecieć tak daleko, by ten obiekt zobaczyć. Jest w nim wszystko, co może wprawiać w zdumienie: oryginalna forma dachu w kształcie łupin orzecha, zestawienie kontrastowe barw, bajeczne wręcz widoki na obiekt z wody, jak i z jej posadowienia. Wewnątrz obiekt wygląda na perfekcyjnie zaplanowany i równie perfekcyjnie utrzymany. Do tego niezwykła wręcz prostota odczytania sposobu poruszania się po tym monumentalnym, bądź co bądź, obiekcie.


Nieodżałowanym brakiem w kontakcie z Operą w Sydney było to, że dostępny koncert odbył się w niej dzień przed moim przybyciem. Bilety na wszystkie inne imprezy były wyprzedane na długo naprzód. Wszystko to, mimo iż główna sala, czyli Concert Hall dysponuje 2679 miejscami, a pozostałe opery i teatry działające w tym miejscu mogą pomieścić dodatkowo ponad 3 tysiące widzów. To najlepiej pokazuje skalę obiektu i stopień komplikacji, z jakim muszą się mierzyć organizatorzy imprez.


ree

Każdego 31 grudnia oglądam, myślę jak wielu z nas, fajerwerki nad Operą na powitanie Nowego Roku, bo to naprawdę bajeczny widok, w dodatku przypominający pobyt tam.


Australia jest szóstym pod względem powierzchni państwem świata (7 688 000 km²) i jedynym obejmującym cały kontynent. Na obszarze 25 razy większym od Polski zamieszkuje tylko 26 mln osób, z czego 2/3 populacji mieszka w pięciu największych australijskich metropoliach, które są w światowej czołówce w dziedzinie życia kulturalnego.


Australia to jeden z najbardziej płaskich kontynentów ze średnią wysokością 330 m. Obszar pustynny zajmuje powierzchnię większą niż na jakimkolwiek innym kontynencie, a 2/3 powierzchni leży w klimacie suchym lub półsuchym. W porównaniu z innymi państwami wskaźnik rozwoju społecznego (uwzględniający jakość życia, opiekę zdrowotną, przeciętną długość życia, poziom wykształcenia) Australia mieści się w czołówce państw świata.


Pamiętam ze szkoły wiadomości o odkryciu Australii, wg których pierwszym Europejczykiem, który przybił do wybrzeży Australii był Holender Willem Janszoon, a było to w 1606 roku. Tymczasem, według współczesnych źródeł, pierwsi ludzie pojawili się na terenie Australii pomiędzy 40 a 60 tys. lat temu.


ree

Aborygeni i mieszkańcy wysp Cieśniny Torresa są pierwszymi narodami Australii. Aborygeni są bezpośrednimi potomkami pierwszych ludzi, którzy wyszli z Afryki.


Przodkowie Aborygenów dotarli do południowo-wschodniej Azji, która w tamtych czasach nie była podzielona na setki wysp i półwyspów, a stanowiła jeden ląd – Sunda, skąd już rzut beretem było do Sahul – krainy obejmującej dzisiejszą Papuę-Nową Gwineę i Australię. Kiedy na skutek topnienia lądolodów poziom oceanu światowego się podniósł, kontynent ten – a wraz z nim i jego mieszkańcy – zostali odcięci od reszty świata i mogli się tam zupełnie autonomicznie rozwijać.


Nie są jednak jedną grupą, ale raczej składają się z setek grup, które mają swój własny odrębny zestaw języków, historii i tradycji kulturowych. Naukowcy obliczyli, że początek całej populacji Aborygenów mogła dać grupka zaledwie 25 wędrowców. Te kilkadziesiąt tysięcy lat temu Australię oddzielał od innego lądu zaledwie kilkudziesięciokilometrowy pasek oceanu.


Ciekawym źródłem wiedzy o historii ludzi na kontynencie australijskim są jaskinie, a konkretnie malunki naskalne w nich się znajdujące. Dzięki zastosowaniu metody uranowo-torowej, archeolodzy wydatowali odkryte tam malowidła, skryte pod wapiennymi nawisami skalnymi, na ponad 40 000 lat. Mamy tam do czynienia z przedstawieniami zwierząt, postaci ludzkich oraz rozmaitych motywów abstrakcyjnych, wykonanych w różnych odcieniach ochry.


Badacze doszli do wniosku, że większość malowideł w rejonie Kimberley powstało od 13 do 17 tys. lat temu. Obraz kangura, znajdujący się na sklepieniu jednej z grot ma około 17,3 tys. lat.


Po pobycie w Stanach myślałem, że większych odległości w jednym kraju już pokonywać nie trzeba. Różnica jest taka, że w Australii pokonuje się te odległości w całkowitej pustce, często po bezdrożach. Niestety, mój program pobytu na kontynencie nie pozwalał na takie podróże. Musiałem się więc zadowolić skrawkiem wybrzeża wokół Sydney i samym miastem. Centrum Sydney jest stosunkowo niewielkie i zwiedziliśmy je z przewodnikiem piechotą w ciągu kilku godzin.


ree

Tuż przy operze jest Sydney Harbour Bridge o rozpiętości 495,6 metrów, został oddany do użytku w 1932 roku. Jest on jednym z największych mostów łukowych na świecie, a ze względu na kształt otrzymał przezwisko „wieszak”. Co ciekawe, zarządca mostu organizuje zabezpieczone wejścia na szczyt łuku. Takich śmiałków jednak w mojej grupie nie było.


ree

Oprócz Sydney Opera House i Harbour Bridge zobaczyliśmy starówkę ze starymi magazynami przy zatoce.


ree

Zwiedziliśmy też kościół św. Filipa należący do najstarszej anglikańskiej parafii w Australii. Bezpośrednio przy centralnym dworcu autobusowym i kolejowym, znajduje się ogród botaniczny, z którym graniczą muzea, w tym muzeum sztuki nowoczesnej, jednak na wizytę tam czasu już nie starczyło. Jak przystało na Australię, Kangura i „misia” koala widziałem wprawdzie, ale niestety, nie w środowisku naturalnym, a w centrum rozrywkowym, w skład którego wchodzi mało zoo.


ree

Był na szczęście czas, by wjechać na najwyższy budynek Sydney, „Sydney Tower”, z którego platformy widokowej mogliśmy zobaczyć piękną panoramę miasta. Panoramę miasta można podziwiać z platformy widokowej lub z którejś z dwóch kręcących się restauracji. Widoki można podziwiać jednak tylko przez szybę, po przejściu szczegółowej kontroli bezpieczeństwa.


Z Sydney zapamiętałem jeszcze kwitnące na ulicach jacarandy mimozolistne, które są uznawane za jedno z najpiękniejszych drzew strefy tropikalnej i subtropikalnej. Roślina ma dekoracyjne, drobno podzielone liście, ale najbardziej efektowna jest właśnie w czasie kwitnienia z powodu masowego rozwoju dużych, fioletowych kwiatostanów. W Sydney byliśmy wszyscy urzeczeni mnogością ich występowania. Niestety, mimo kilku prób, rośliny nie udało mi się utrzymać nawet w doniczce.


Autor na tle opery w Sydney
Autor na tle opery w Sydney

Australia jest społeczeństwem wielokulturowym, co wynika przede wszystkim z jej historii. Jak już pisałem, rdzenną ludność stanowią Aborygeni. Kiedy w 1776 roku Stany Zjednoczone ogłosiły niepodległość, Australią zainteresowali się Brytyjczycy, choć początkowo głównie po to, by można było zsyłać tam przestępców. Pierwszy transport ze skazańcami przybył do nowego kontynentu w 1788 roku i wylądował właśnie w okolicach Sydney.


Na początku XIX wieku żołnierze brytyjscy stali się pierwszymi posiadaczami ziemskimi, a w jakiś czas potem zaczęli do nich dołączać warunkowo zwalniani z odbywania kary skazańcy. Pierwsza wolna osada została założona niemal dokładnie dwieście lat temu, w 1829 roku, w okolicach dzisiejszego Perth.


W latach 1831–1840 w Australii osiedliło się około 65 tys. wolnych ludzi i wtedy ich liczba przekroczyła liczbę obywateli wywodzących się od przymusowo deportowanych na wyspę skazańców. Wyraźne przyspieszenie rozwój kolonii nastąpiło po odkryciu w 1851 roku złota.


Od 1839 roku do Australii zaczęli przybywać pierwsi imigranci z Polski. Polonia australijska, z którą miałem okazję się spotkać, i z którą ma okazję się kontaktować na różnych płaszczyznach, także towarzyskiej, ma jednak rodowód głównie z okresu w czasie i po II wojnie światowej. Pewna jej część to dzieci i ich potomkowie przybyli tu z Nowej Zelandii. W 1943 roku premier Nowej Zelandii Peter Fraser podjął bowiem decyzję o przyjęciu ponad 700 polskich dzieci, ofiar wywózek ze wschodnich terenów Rzeczpospolitej, wraz z grupą opiekunów i osób wspierających akcję. Dla Polaków przygotowano miejsce w Pahiatua, mieście po dawnym obozie dla jeńców niemieckich, włoskich i japońskich. Ośrodek został odnowiony i przekształcony w osiedle dla dzieci, budynki mieszkalne dla opiekunów, szkołę, ambulatorium, bibliotekę, kuchnię i jadalnię. To właśnie stamtąd pochodzi znaczna część australijskiej polonii. W uznaniu osobistych zasług premier Fraser ma swoją ulicę w Warszawie.


Z rozmów z Polakami w Australii wynika, że – choć tęsknią za krajem przodków – żyje im się tam całkiem dobrze. Prowadzą biznesy, są cenionymi specjalistami, uznanymi twórcami w różnych dziedzinach. Odwiedzają Polskę, uczestniczą w zjazdach polonijnych, wydają tu książki i odbywają nawet spotkania autorskie.



bottom of page