top of page

Miesiąc miodowy emerytury – wolność smakuje wybornie!

  • Ela Cissowska
  • 1 paź
  • 4 minut(y) czytania

Znasz to uczucie, kiedy budzisz się rano, spoglądasz na zegarek i uświadamiasz sobie… że nigdzie nie musisz iść? Nie trzeba się spieszyć, nikt nie czeka z dokumentami, telefon nie dzwoni od 7:30. Tylko Ty, kawa, cisza i dzień, który możesz wypełnić jak tylko chcesz. Brzmi jak bajka?


To właśnie ten moment – pierwszy etap po przejściu na emeryturę, który psychologowie nazwali „miesiącem miodowym”. Tak, jakbyś brał/brała ślub z… wolnością. I to bardzo udany związek – przynajmniej na początku.


ree

Nowa codzienność bez pośpiechu

Nie da się ukryć – pierwsze tygodnie na emeryturze to coś na kształt wakacji życia. Wreszcie nie trzeba się z niczym spieszyć. Dni stają się dłuższe, a poranki przyjemniejsze. Wiele osób mówi wtedy: „Na nowo odkryłem smak śniadania bez pośpiechu!”. Albo: „W końcu mogę w poniedziałek iść do kina, bo nie ma tłumów!”.


ree

Basia, była nauczycielka matematyki, opowiadała mi: „Pierwszy miesiąc na emeryturze spędziłam… spacerując po lesie. Codziennie. Miałam takie wrażenie, jakbym odzyskała czas. I siebie.”


Ten moment to prawdziwa euforia. Można wreszcie zrealizować to wszystko, co odkładało się „na potem”: wycieczki, odwiedziny u przyjaciół, nowy serial, który zawsze czekał, aż „będzie czas”.


Radość z wolności

Dla wielu osób to prawdziwe spełnienie marzeń. Bo przecież przez lata ta emerytura jawiła się jako nagroda za trud, za wysiłek, za tysiące poranków spędzonych w korkach czy przy komputerze. W końcu można robić to, co się chce – i kiedy się chce.


ree

Niektórzy rzucają się w wir podróży – odwiedzają miejsca, które wcześniej znali tylko z folderów. Inni odkrywają w sobie duszę artysty: zaczynają malować, śpiewać, pisać wiersze. Jeszcze inni… po prostu odpoczywają. I to też jest w porządku.


Marek, były kierowca ciężarówki, mówił:„Wiesz, dla mnie luksusem było... nic nie robić. Przez pierwsze dwa tygodnie siedziałem w ogródku, patrzyłem na niebo i cieszyłem się ciszą. Żadnych tras, żadnych kilometrów. Tylko ja i śpiew ptaków.”


Wyzwania ukryte w raju

Ale uwaga – choć ta faza przypomina słodki sen, nie jest pozbawiona wyzwań. Bo co się dzieje, gdy dni przestają się od siebie różnić? Gdy po kilku tygodniach wolności zaczynamy się zastanawiać: „Czy to już wszystko?”


ree

To nie znaczy, że miesiąc miodowy to coś złego – wręcz przeciwnie. To bardzo ważna faza, która pozwala odpocząć, złapać oddech, naładować akumulatory. Ale też warto wiedzieć, że po tej euforii… może przyjść lekka zadyszka.


Niektórzy zaczynają czuć niepokój:

  • „Dlaczego nic mi się nie chce?”

  • „Czy nie marnuję czasu?”

  • „Czy to tak już będzie wyglądać zawsze?”

I to zupełnie normalne. Tak jak w małżeństwie – miesiąc miodowy to dopiero początek wspólnej drogi. Potem trzeba tę relację – z wolnością – ułożyć na nowo.


Jak najlepiej przeżyć ten „miesiąc miodowy”?


1. Pozwól sobie na odpoczynek. Nie próbuj od razu wypełniać każdego dnia po brzegi. To czas, kiedy Twoje ciało i głowa naprawdę mogą potrzebować „nicnierobienia”. To nie lenistwo – to regeneracja. Po latach pracy masz do tego pełne prawo.


2. Smakuj małe rzeczy. Codzienność może być piękna w najprostszych rzeczach: śniadanie na tarasie, książka czytana w środku dnia, spacer bez celu. Nie musisz robić wielkich rzeczy, by poczuć, że żyjesz pełnią.


3. Eksperymentuj bez zobowiązań. Chcesz spróbować gry na ukulele? A może interesuje Cię kurs ceramiki? Rób to bez presji. Ten czas to doskonała okazja, by testować różne aktywności i sprawdzać, co naprawdę Cię cieszy.


4. Zadbaj o rytm dnia. Wolność nie oznacza chaosu. Lekka struktura pomaga poczuć się stabilnie. Może to być poranny spacer, popołudniowa herbata, wieczorne sudoku. Rytuały nie ograniczają – one wspierają.


5. Rozmawiaj z innymi. To etap, którym warto się dzielić. Rozmowa z kimś, kto też właśnie zakończył życie zawodowe, może być inspirująca. Można wymienić się pomysłami, obawami, śmiechem – a to buduje.


Czego unikać?

Wbrew pozorom, można też... przegiąć z tą wolnością. Jeśli zaczniemy zbyt intensywnie „nadrabiać zaległości”, może nas dopaść zmęczenie albo... wypalenie. Tak, nawet na emeryturze.


Zosia, o której wspomniałam wcześniej, po trzech tygodniach nieustannych wyjazdów, mówiła: „Miałam wrażenie, że z jednej pracy przeskoczyłam w drugą – tylko że sama sobie ją zorganizowałam. Potrzebowałam chwili, by zrozumieć, że emerytura to nie wyścig.”


Unikaj też pułapki porównań. To, że ktoś inny podróżuje po świecie, nie znaczy, że Ty też musisz. Twoja wolność to Twoja sprawa. Jeśli dla Ciebie szczęściem jest codzienny spacer z psem i słuchanie audiobooka – to świetnie!


Kiedy miesiąc miodowy się kończy…

Nie ma jednej daty. Dla jednych trwa kilka tygodni, dla innych kilka miesięcy. W pewnym momencie zaczynasz czuć, że chcesz „czegoś więcej”. Że samo „nicnierobienie” już nie wystarcza. I wtedy wkraczasz w kolejny etap: poszukiwanie nowego sensu, rytmu, celu. Ale o tym opowiemy innym razem.

Najważniejsze, by nie bać się tego przejścia. To naturalne. Tak działa każda zmiana – euforia, adaptacja, stabilizacja.


Słodka wolność, która dojrzewa

Na początku emerytury wolność smakuje jak ulubione ciasto – słodko, wyraziście, trochę jak zakazane owoce po latach obowiązków. Z czasem ten smak się zmienia. Zaczynasz go cenić inaczej. Nie za „wszystko wolno”, ale za „mogę, jeśli chcę”. Wszystko mogę nic nie muszę.


To tak, jakbyś na nowo poznawał siebie. Bez etykietki „pracownik”, „szef”, „etatowiec”. Po prostu – Ty. I w tej prostocie jest ogromna siła.

Więc jeśli jesteś właśnie w tym miesiącu miodowym swojej emerytury – ciesz się nim. Smakuj go. Próbuj nowych rzeczy, odpoczywaj, patrz na niebo bez pośpiechu. Niech to będzie Twój czas – lekki, radosny, pełen małych zachwytów.

Wolność smakuje wybornie. I masz ją na wyciągnięcie ręki.


bottom of page